wtorek, 1 listopada 2016

Bal Wszystkich Świętych

Listopadowy deszcz bębni w okna. Nie wiem czy się zdążyłam pożegnać ze słońcem. Czy jestem gotowa na zimno, czapkę i parasol. Ale nie ma co się kłócić z rytmem matki ziemi i narzekać na szarość. Szkoda czasu. Szukam więc pozytywów w nowej rzeczywistości. Cieszy mnie dynia w domowych daniach i imbir w herbacie, cieszy nowy kolor liści i te wrony, które co wieczór kręcą się całą chmarą nad miastem. Cieszą dłuższe wieczory z książką i filmem i cieszy nadchodzący czas związany z tradycją i kulturą Kociewia. A dziś Święto Zmarłych. 

Lubię ten czas, kiedy cmentarze zyskują kolor, światło świeczek i przede wszystkim obecność. Ludzie zatrzymują swoją codzienność i poświęcają myśli, tym co odeszli. Niekiedy te myśli wędrują dalej - sięgają tematów życia, jego sensu, przemijaniu. Warto się czasem pokusić o takie refleksje. 

Dawniej na Kociewiu groby przystrajano własnoręcznie wykonanymi wieńcami, przy zrobieniu których uczestniczyła cała rodzina. Były one wykonane ze słomy, srebrnego mchu (zwanego "zadusznikiem"), gałązek świerku i jesiennych suchokwiatów (zwanych "nieśmiertelnikami"). Na grobach zapalano świeczki, bo wierzono, że ogień miał moc oczyszczającą i odstraszającą złe istoty i upiory. Płomień świeczki chronił nie tylko żywych odwiedzających cmentarz, ale i zmarłych.

Kociewiacy wierzyli, że w Dzień Wszystkich Świętych dusze zmarłych ludzi powracają do miejsc, w których mieszkały. Na takie odwiedziny trzeba było się odpowiednio przygotować. Do pieców przysuwano ławy i taborety, aby dusze mogły się ogrzać i odpocząć. Psy trzymano tego dnia (bo mam nadzieję, że nie każdego!) krótko na łańcuchach, aby nie mogły ugryźć czy spłoszyć gościa. Poza tym, tego dnia nie wylewano wody za próg domu i nie pieczono w piecu, bo jeszcze gdzieś tam mogła się biedna dusza zawieruszyć. Wymiatano też chatę do czysta i nasypywano świeżej ziemi, by potem szukać na niej śladów duchów. A na zewnętrznych parapetach wystawiano jedzenie i picie. 

Na Kociewiu dla zmarłych pieczono specjalne chlebki, zwane zadusznymi bułkami. Na środku takiej bułki robiono znak krzyża, a następnie ją święcono. Chlebki były rozdawane żebrakom, których w zamian proszono o odmówienie modlitwy za zmarłych. Żebracy byli uważani za "ludzi bożych", którzy mają lepszy kontakt ze Stwórcą. Zaduszne bułki zanoszono również na cmentarz i pozostawiano na grobie. Podobno zwyczaj ten przynieśli na Kociewie osiedleńcy z Litwy i Białorusi. 

Wczoraj byłam na spacerze śladem nieistniejących tczewskich nekropolii, organizowanym przez stowarzyszenie Dawny Tczew. Były to cmentarze katolickie, prawosławny, ewangelicki i żydowski. W każdym z tych miejsc zapalaliśmy symboliczną świeczkę, ku pamięci osób, o których nikt już imiennie nie pamięta. Gdyby ktoś chciał zobaczyć w jakich miejscach znajdują się te cmentarze, a także te istniejące, zachęcam to wejścia w link - klik

Dziś post bez zdjęć, bo nie zrobiłam żadnego. Dziś działa wyobraźnia.


Źródło informacji dla posta: 
Dawnych obyczajów rok cały - Roman Landowski
Nowy Bedeker Kociewski - Roman Landowski
Tczewska.pl - wywiad z Kamilą Gillmeister, etnologiem z Fabryki Sztuk i Małgorzatą Kruk z Sekcji Historii Miasta Tczewa Miejskiej Biblioteki Publicznej
www.geekweek.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz