Upały w mieście męczą dotkliwie, więc uciekliśmy na wieś. Tam gorące słońce jest zawsze na swoim miejscu, bo łatwiejsze do zniesienia przez bliskość lasu i przewiewność pól. Znam moją wieś bardzo dobrze, w końcu całe dzieciństwo biegałam po tych terenach, ale jednak znalazłam tu taką drogę, o której zapomniałam. Na prawo od wiejskiego sklepu jest polna, stara droga, która prowadzi do Radostowa. Drzewa tam są grube i rosłe, pamiętają wiele. Aleja drzew nie jest przypadkowa, prowadzi do dworku, który zamieszkują Państwo Czachorowscy. Właściciele zadbali o budynek - jest w pełni odrestaurowany, co niestety wciąż jest rzadkością wśród tych pereł architektury. Większość dworków przejęły w czasie komunizmu zakłady rolnicze i wróciły one po tych niechlubnych czasach w kiepskiej formie. Chwała więc tym, którzy mając możliwość, ratują od zguby polskie dworki.
Spacer aleją jest dość długi, więc można zauważyć wiele. Kłania mi się stara wierzba, słodką woń roztacza lipa, kasztan przekwitł, zdał kolejną maturę. Wiatr bawi się moimi włosami, ciągnie mnie jak uczniak z tylnej ławki. Szum pól uspokaja i tworzy aurę dla krajobrazu. Jak ja to wszystko znam.
W czasie tego spaceru widzę przede wszystkim upływający czas, znaczony coraz większym drzewostanem i kolejną nowo wzeszłą trawą. Toczę koła wózka i wlokę własne nogi dalej w tę myśl, bo jest nieubłagana. Jest coraz starzej wokoło. Dzieciństwo moje minęło, przekazałam je Jurkowi.
"Idą wierzby samotne
polna prowadzi ich droga,
a mnie się wydaje,
że to dzieciństwa kraniec,
że to wieśniaczki,
które kiedyś znałem,
zdążają do kaplicy
na październikowy różaniec"
Kociewski poeta, Paweł Wrzos-Wyczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz