poniedziałek, 18 stycznia 2016

Powidła śliwkowe z węgierek - rodzinne smaki

Moi lulkowie, Babcia Jadzia i Dziadek Staś, mieszkali kiedyś w małej osadzie Widlice, położonej niedaleko wsi Opalenie. Dziadek był tam kierownikiem szkoły i jak sam wspomina, były to najlepsze lata jego życia. Te tereny położone są na nizinie przytulonej do lewego brzegu Wisły, gdzie dużo wierzb i sadów owocowych. 

Jednym z tradycyjnych produktów tej ziemi są powidła śliwkowe. Powidła smażone były ze śliwek węgierek, które tym różniły się od zwykłych śliwek, że były dłuższe, miały większą odporność na czynniki zewnętrzne (mróz, szkodniki) oraz że pestki bardzo łatwo oddzielały się od miąższu. Idealne warunki śliwom węgierki zapewnia właśnie Dolina Wisły i jej specyficzny mikroklimat.

Według tradycji smażenia powideł w tych regionach, śliwki węgierki smaży się bez cukru w wielkich miedzianych kotłach. Proces smażenia trwa nawet parę dni, a w efekcie otrzymuje się powidła ciemne, prawie czarne. Śliwki smaży się na wolnym ogniu, na palenisku stworzonym z drzew liściastych. Masa jest mieszana za pomocą mieszadła zwanego "bocianem". Gotowe powidła wkładało się do kamiennych garnków i zapiekano w piecach chlebowych. Ten regionalny rarytas został wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych prowadzoną przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Dziś takie powidła smażę w domowych warunkach, bo innej możliwości niestety nie mam. Wypestkowane śliwki wrzucam do garnka, mieszam i smażę przez 3 dni. Myślami przenoszę się wtedy do szczęśliwych czasów mojego Dziadka i dzieciństwa mojego Taty. Wyobrażam sobie Tatę, który jako mały gzub z rukzakiem na plecach chodził do szkoły i rojbrował po lekcjach w pobliskim lesie, puszczał kaczki w wodach Wisły.

Dawny dom moich lulków w Widlicach

Dolina Dolnej Wisły

Powidła ze śliwki węgierki


wtorek, 12 stycznia 2016

Jak kupiliśmy mieszkanie w Tczewie?


To dość zabawna historia. Przyjechaliśmy z M. do domu moich rodziców na Święta Bożego Narodzenia w roku pańskim 2011. Byliśmy w tym czasie świeżo poślubieni. Mój Tata, znany w rodzinie jako Generał (człowiek konkretny, zasadniczy, nie mylący się!) zapytał nas przy spokojnej popołudniowej kawie jakie to mamy plany na przyszłość, gdzie chcemy się na stałe osiedlić (Kraków, gdzie do tej pory mieszkaliśmy? jego okolice? czy może na Kociewiu? czy chcemy kupić dom czy mieszkanie? a kiedy dzieci?). Mój M. prawie się ciastem udusił, ale przeżył i odpowiedział, że jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy, że teraz czasy niepewne na branie kredytu i że mamy czas. Na to wszystko Tato się zdenerwował, machnął na nas ręką i stwierdził, żeśmy nieodpowiedzialni i że on tu żadnego planu na przyszłość nie widzi. "Cóż..." - pomyśleliśmy tylko i wróciliśmy do zajadania jabłecznika.

Następnego dnia rano, przy kolejnej kawie, wyciągnęliśmy z mężem komputer i stwierdziliśmy, że zobaczymy jak to wyglądają ceny mieszkań w Tczewie. Skupiliśmy się na oglądaniu kamienic, gdyż przyzwyczajeni i zakochani w naszej kamienicy krakowskiej, wiedzieliśmy, że w tchnieniu historii i w układzie wysokich sufitów czujemy się najlepiej. Ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że ceny mieszkań w Tczewie są niższe niż podejrzewaliśmy. Szczególnie spodobało nam się duże mieszkanie w odnowionej kamienicy w dzielnicy Starego Miasta, tuż przy rynku. "Cóż..." - pomyśleliśmy znowu i zamknęliśmy komputer nie skupiając się zbytnio na uzyskaniu tych nowych informacji. 

Dzień wlókł się zwyczajnie, spędzony na spacerach do lasu, pogaduchach i kolejnych kawach. Mój brat wpadł na pomysł, by na wieczór zrobić pizzę. Wszyscy przystali na to z ochotą, brakowało nam jednak kilku składników. Trzeba więc było wyrwać się z naszej wioski do Tczewa i tam odpowiednie produkty zakupić. Pojechaliśmy razem. Los chciał, że znaleźliśmy się właśnie na Starym Mieście w Tczewie, nieopodal wyszukanej kamienicy. Mój M. mówi: "chodź, zobaczymy jak to wygląda". Kamienica dwupiętrowa, odremontowana, z fajną elewacją, a na niej zawieszony baner z numerem telefonu. "Zadzwońmy" - mówi M. Pamiętam, że w tym czasie pomyślałam, że jak właściciel odbierze i zjawi się tu zaraz, to kupimy mieszkanie. Taki zrobiłam sobie zakład w głowie. Pan odebrał, przyjechał natychmiast (choć nie mieszka w Tczewie, ale akurat tu był!) i pokazał nam kamienicę. Jest ona dość mała, posiada 2 mieszkania i piwnice zachowane jeszcze z końcówki XIX wieku. Na parterze znajduje się lokal usługowy (w tym momencie sklep z butami, a wcześniej kawiarnia Marago, gdzie młody Grzegorz Ciechowski koncertował, kiedy chodził do pobliskiego liceum). Właściciel kamienicy okazał się być straszną acz bardzo sympatyczną gadułą, która spędziła z nami w tej kamienicy chyba ze dwie godziny... po których stwierdziliśmy z M., że... kupujemy jedno z mieszkań! Tak... wróciliśmy do rodzinnego domu, zrobiliśmy pizzę, przygotowaliśmy stół w sposób bardzo odświętny i czekaliśmy na rodziców, którzy również coś w mieście załatwiali. Kiedy już zasiedliśmy do wspólnego stołu i zagryźliśmy pierwsze kawałki pizzy, powiedzieliśmy rodzicom, że mamy coś do zakomunikowania, mianowicie "kupujemy mieszkanie w Tczewie". Tym razem to mój Tata się porządnie zakrztusił..., ale również przeżył! Rodzice byli w szoku, no bo jak to, dnia poprzedniego nic, bez planu a teraz kupujemy mieszkanie?! Tacy to szaleni rzeczywiście kupiliśmy to mieszkanie, przeorganizowaliśmy nasze życie przenosząc się z pięknego Krakowa na ziemię Kociewską, gdzie mieszkamy już od około 3 lat. I dobrze nam się mieszka i Tczew nam odpowiada i bliskość Trójmiasta. Wszystko jest na swoim miejscu, tak jak sobie wymarzyłam.

Tczew, widok na szkołę muzyczną (dawniej budynek klasztoru dominikanów) oraz na Dom Organizacji Pozarządowych (dawne Technikum Kolejowe)

Tczew, od strony bulwaru. Widoczny Kościół św. Stanisława Kostki, XIV w., dawny Kościół Dominikanów

Graffiti Tuse'go przy tczewskiej Fundacji Pokolenia

niedziela, 10 stycznia 2016

Czego się boimy? "Demony, strzygi, diabły i zlot czarownic..."

WYSTAWA: Demony, strzygi, diabły i zlot czarownic
FABRYKA SZTUK, TCZEW

Ludzie od zawsze mieli potrzebę, by w coś wierzyć. Czasem katolicki Bóg był za daleko, albo był dla ludu niezrozumiały, zbyt uroczysty... sięgano więc za to, co za rogiem. A za rogiem tuż przy chłopskiej chacie czaiło się mnóstwo ciekawych stworów, które gmatwały w życiu czy też tłumaczyły jego bieg. 

Niedawno byłam na wystawie "Demony, strzygi, diabły i zlot czarownic" w Fabryce Sztuk, która ukazuje jakie różne dziwy spełniały ważne role w życiu polskiego ludu. Te wierzenia obrazują w dużej mierze codzienność chłopów. Co ciekawe następstwem tych wierzeń są przesądy, zabobony, których echo pobrzmiewa do dziś. 

W tym momencie najbardziej przerażającym demonem jest dla mnie Mamuna. Przeraża mnie, bo miesiąc temu na świecie pojawił się mój synek Jurasek, a Mamuna jest takim stworem co to podmienia dzieci. Wg ludowego wyobrażenia była to pół ludzka, pół zwierzęca postać. Zabierała z kołyski nowo narodzone dziecko, a w zamian podrzucała swoje potomstwo. Najbardziej zagrożone były dzieci jeszcze nie ochrzczone. Podrzutek Mamuny był niegrzeczny, płaczliwy i brzydki. Jeśli rodzice zorientowali się, że doszło do niefortunnej podmiany, mogli odzyskać swoje dziecko tylko w jeden sposób. O zgrozo... Trzeba było takiego odmieńca położyć na kupie gnoju i sprawić mu porządne lanie poświęconą rózgą! Płacz tego podrzutka mógł wzruszyć Mamunę i zmusić ją do oddania ludzkiego dziecka i zabrania swojego.

Bardzo groźne były również Południce. Powstawały w ciekawy sposób... rodziły się z dusz kobiet, które umierały tuż przed swoim ślubem. Południce chodziły po polach w czasie żniw i karały tych chłopów, którzy pracowali w największym słońcu (wiejska starszyzna odradzała pracować w najcięższym upale). Karą było.. łamanie kości, paraliż, duszenie, odcinanie głowy... 

Bardzo rozśmieszyła mnie postać Chowańca. Ten gagatek mieszkał razem z ludźmi w chałupie i pomagał w dbaniu o dobytek i w licznych pracach domowych. Jego ulubionym miejscem był zapiecek a żywił się kaszą i ziemniakami. Istniały przepisy na wyhodowanie sobie własnego Chowańca! Zachęcam do wypróbowania tego przepisu! Taki gospodarz powinien przez 9 dni nosić pod pachą kurze jajo. Ważne jednak były dwie kwestie: jajko powinno pochodzić od czarnej kury oraz ów gospodarz w okresie hodowania Chowańca powinien wystrzegać się kąpieli i modlitw.

Tamten świat wg chłopów był pełen takich dziwów. Oprócz wyżej wymienionych stworów były jeszcze krasnoludki, kłobuki,strzygi, licha, latawce, diabły, czarownice, zmory, demony leśne, rusałki, wodniki, płanetnicy. A w co my dziś wierzymy...?

Strzeż się Mamuny



środa, 6 stycznia 2016

Co to jest Kociewie?

Jestem Kociewianką, a więc kilka słów o Kociewiu się należy. Gdzie to jest? Kto tu mieszka? Czym się ten region charakteryzuje?

"Mi z Pomorza Kociywiaki,
psiankni ziamni swojski lud,
Stelim twardo u wrót Wisłi,
trwómi tutaj skónd nasz ród.
Burze dziyjów żeśmy prześli,
głód przisłóniół słońca wid,
równak hartam ducha, wołó,
utwsiyrdziylim tu swój bit."
(Władysław Kirstein: Śpiewka kociewska)

Kociewie to region etniczno-kulturowy, sąsiadujący z Kaszubami i znajdujący się na Pomorzu Gdańskim. Od wschodu ziemia kociewska tuli się do ponad 100-kilometrowego odcinka Wisły. Piękna to granica, którą podziwiać mogę niemal codziennie, ponieważ mieszkam w Tczewie. 

Kociewie oferuje wiele ciekawych atrakcji, ale wspomnę w tym momencie o kilku najważniejszych. Zacznę od Gniewu - "pomorskiego Kazimierza nad Wisłą", gdzie znajduje się wspaniały zamek krzyżacki. W latach późniejszych mieszkał tu największy kociewski turysta Jan III Sobieski, który dla swej Marysieński wybudował obok zamku piękny pałacyk. Niedaleko Gniewu,w Pelplinie znajduje się słynna bazylika katedralna i gotycki pocysterski zespół klasztorny. Jest tu również jedyny w Polsce egzemplarz Biblii Gutenberga. A gdzie się zaczęła II wojna światowa? A pewnie, że w Tczewie! Bombardowanie Tczewa rozpoczęło się kilka minut wcześniej niż atak Niemców na Westerplatte. Następnie Polacy wysadzili przyczółki Mostu Tczewskiego, aby zatrzymać Niemców, którzy sprytnie schowali się w pociągu nadciągającym z Szymankowa. 

Na Kociewiu jest dużo mojej ulubionej cichej architektury - z dala od miejskiego gwaru, stoją urokliwe wiejskie kościółki, przydrożne krzyże, boże męki, wiejskie chaty, pałace, pałacyki. Kociewie przystaje i zamyśla się przy mennonickich lapidariach, ewangelickich nekropoliach, żydowskich kirkutach.

Prawdziwe cuda tworzy przyroda, która na tym skrawku ziemi jest niezwykle twórcza. Walorem Kociewia są rzeki i jeziora. Największą rzeką regionu jest oczywiście Wisła, do której uchodzą Wda i Wierzyca. Znajduje się tu ponad 200 jezior, a największym z nich jest Kałębie zwane Kociewskim Morzem. Poza tym: Radodzierz, Borzechowskie Wielkie, Czarne, Godziszewskie czy Stelchno. A jak zielono i szumnie jest w Borach Tucholskich?! Największą ich atrakcją jest ogród dendrologiczny w Wirtach. Poza tym Kociewie chroni przyrodę – w dwóch parkach krajobrazowych i w ponad 20 rezerwatach.

A co byś zjadł turysto? Może powidła śliwkowe z Widlic. Czy wiesz, że najlepsze powidła robi się z węgierek? A może miałbyś ochotę na ser topiony na parze z kminkiem? Przed świętami Bożego Narodzenia koniecznie trzeba zrobić kociewskie fefernuski. A na weselu posilić się potrawką z kury z rodzynkami i białym sosem.


Czas po tym wszystkim się trochę zabawić i pośpiewać. Kociewie wiele zawdzięcza Władysławowi Kirsteinowi, który uratował od zapomnienia kilka tysięcy motywów muzycznych, pieśni, przyśpiewek. Te teksty są podstawą działalności kilku prężnie działających zespołów kociewskich m.in. Burczybas, Subkowiaki, Piaseckie Kociewiaki. "A gdy nad ranem umilkną muzykanci i śpiewacy, przyjdzie czas na rozmowę. O naszych baśniach, czasach dawnych, może o przyszłości? A i samo Kociewie z pewnością zrodzi dyskusję. Ważne, że będziemy mieli o czym ze sobą rozmawiać."

Gniew - Zamek i Pałac Marysieńki

Tczew - Mosty Tczewskie, Wisła

x